Wbrew pozorom nie idzie o teczki peerelowskich kapusiów przechowywane w prywatnych mieszkaniach byłych dygnitarzy. Nic z tych rzeczy, wpis zahaczy o kaliber lżejszy: tomiki Biblioteki Żółtego Tygrysa. Popularne „tygryski”, to znaczy maleńkie książeczki wojenne, które kolekcjonowałem w dzieciństwie. Wciąż czuję do nich ogromny sentyment zbieracza, aczkolwiek nie jest to sentyment bezkrytyczny. Powiedziałbym nawet, że do pewnego stopnia fascynuje mnie żelazna konsekwencja, z jaką przekłamywano historię w tzw. Polsce Ludowej. I młodzież to kupowała – bo w sumie skąd miała wiedzieć, że kupuje perfidnie spreparowany kit?
Wyguglowałem ciekawy artykuł, gdzie wspomniano o Bibliotece Żółtego Tygrysa. A wiedzieć trzeba, że będąc współredaktorem fanowskiej strony „tygrysiej”, od czasu do czasu przeczesuję internet w poszukiwaniu ciekawostek dotyczących serii. I tak znalazłem informację o albumie Do ostatniej kropli krwi. Major Marian Bernaciak „Orlik” 1917-1946, której autorami są Krystian Pielacha i Jarosław Kuczyński. Zdaniem autorów wydanej nakładem IPN książki, powinna ona przyczynić się do promocji, a przede wszystkim do odkłamania komunistycznych łgarstw, jakie przez dekady utrwalano w odniesieniu do wielkiego patrioty, majora Mariana Bernaciaka „Orlika”. Oby tak się stało, gdyż faktycznie obraz „Orlika” komunistyczne władze zupełnie wypaczyły.
Jednym z istotnych instrumentów niesprawiedliwej propagandy okazał się tutaj tomik Biblioteki Żółtego Tygrysa pt. „Orlik” zostawia ślad. Tomik pochodzi z roku 1980(!) – jakżeż zapamiętale i konsekwentnie trwano zatem w kłamstwie! Ohydna propaganda, celnie nazwana we wzmiankowanym artykule paszkwilem. Nazwisko autora nieszczęsnego „tygryska” miłosiernie przemilczę. Nawiasem mówiąc, ja tę książeczkę krótko oceniłem na portalu Lubimy Czytać zaledwie kilka miesięcy temu (badam nie tyle zjawisko samego powstania antykomunistycznego 1944-53, co raczej wypaczania i przekłamywania go przez „ludowe” władze). Temat jest mi zatem dość bliski, a w odniesieniu do wspomnianego „tygryska” nie musiałem w zasadzie niczego odświeżać ani nadrabiać.
Ale jak zawsze w podobnej sytuacji pojawiły się małe wahania – wklejać linka na fanpejdż czy pominąć? Linka stosunkowo niewygodnego dla bezkrytycznych zbieraczy serii (no bo jakżeż to tak – paszkwil?). To znaczy teoretycznie pojawiły się wahania, bo w praktyce wątpliwości żadnych nie miałem – nie mogła przecież nie zwyciężyć redaktorska sumienność oraz prawda historyczna. Krótko mówiąc, linka wkleiłem i uwagę fanów „tygrysków” na publikację IPN skierowałem. Efekt? Nie minęło pięć minut, a liczba falołersów zmalała. Jakiś kolekcjoner nie wytrzymał – i stronę błyskawicznie odlajkował! Może z pobudek politycznych, może innych, może nerwus, kto go tam wie, nie mam pojęcia. Tak czy siak, przypadek okazał się na szczęście odosobniony, a znakomita większość sympatyków serii „tygrysiej” – jak mniemam – rzeczywistości nie zaklina. I doskonale zdaje sobie sprawę, że ze sporym przymrużeniem oka traktować dziś należy to, co w peerelowskiej aurze wypisywano i drukowano.
PS Polecam zarówno stronę Biblioteki Żółtego Tygrysa, jak i omawiany artykuł. Na pewno i do tygrysków (niekoniecznie tych wybitnie nacechowanych propagandą, bo przecież nie każdy był przekłamany), i do powstania 1944-53 jeszcze powrócę. Oba zagadnienia dość mocno mnie intrygują.