Tydzień temu wspominałem o rocznicy ukazania się płyty muzycznej Zbieram na piwo, dzisiaj nasuwa mi się inna jubileuszowa data – dzień wyjścia do cywila. Dokładnie 29 czerwca 2001 wbili mi w książeczce wojskowej tak zwaną rezerwę. Opuściłem koszary, półroczny okres służby dobiegł końca. Cieszyłem się wtedy jak dziecko. Wspomnienia, doświadczenia i przemyślenia (określenie „przygody” byłoby chyba jednak pewnego rodzaju nadużyciem) spisałem następnie w kilku drobnych opowiadaniach, by ostatecznie skroić z nich jedną zwartą książkę Jak zostałem bażantem.
Wymowa powieści nie jest krzepiąca. Zakpiłem sobie z armii, wylałem żale, dałem upust rozczarowaniu, jakiego doświadczyłem. Nie tak wyobrażałem sobie wojsko. Jeszcze przed napisaniem pierwszego zdania stałem się pacyfistą, a przynajmniej tak sobie wówczas tłumaczyłem, toteż moja koszarowa książka nie mogła nie zostać nasycona zabarwieniem typowo antywojennym. Żadnej pochwały wojskowości nikt tam nie znajdzie. Choć tekst pozornie utrzymany w konwencji żartobliwej, wyszedł mi z tego śmiech przez łzy.
Dziś inaczej patrzę na problem zbrojeń, konfliktów, militariów… O dziwo – po zniesieniu obowiązku odbywania służby zasadniczej (a w przypadku absolwentów tak zwanego przeszkolenia wojskowego) dość szybko stałem się orędownikiem jego przywrócenia. Młodemu chłopakowi służba jest potrzebna. Może nie każdemu bez wyjątku, zdarzają się przecież młodzieńcy odpowiednio ułożeni, lecz znakomitej większości wielce się przydaje. I mówię to jako nauczyciel z 15-letnim stażem pracy w zawodówkach oraz technikum. Przeraża mnie, jak bardzo – za przeproszeniem – pizdowata jest dzisiejsza młodzież!
Inna rzecz, że świat wcale nie jest lepszy, nie jest bezpieczniejszy, nie jest spokojniejszy. Wydarzenia na Ukrainie pokazały, jak niewiele trzeba, aby zburzyć istniejący ład. I to wcale nie dzieje się gdzieś daleko od nas. Nie możemy wyrzekać się siły. Nie warto być naiwnym, łatwowiernym i bezbronnym, bo tylko z silnymi graczami liczą się na politycznej scenie. Chcesz pokoju, gotuj się do wojny. Pacyfistyczne mrzonki niczego tu nie zmienią. Choć piękne, bywają szkodliwe. Ludzkość nie przejmie lennonowskiej wizji z Imagine. Niektórzy młodzi chłopcy wierzą może jeszcze gdzieś tam po kryjomu w pacyfizm, starsi na ogół już z tej filozofii wyrastają. Ja wyrosłem.