Przez kilka ostatnich dni delektowałem się ósmym tomem opowiadań Andrzeja Pilipiuka (Litr ciekłego ołowiu). Piszę o „delektowaniu się”, gdyż nie chciałem książki pożerać na jeden raz, choć jest tak napisana, że właściwie ciężko się odrywać i spokojnie można by ją łyknąć w ciągu jednego dłuższego posiedzenia. Zresztą jak w przypadku wszystkich poprzednich antologii Pilipiuka.
Ale właśnie! Zanim książkę kupiłem, nie mówiąc już o zasiadaniu do czytania, obiło mi się o uszy, że jest kiepska. No może nie tyle kiepska, co po prostu taka sobie. Że niby autor wypalił się, że pomysły na siłę, że wtórne i tak dalej… Wzmogłem swą czujność. Wprawdzie trochę mi się wierzyć nie chciało, aby Andrzej Pilipiuk radykalnie obniżył poziom – i to akurat w swoim najciekawszym cyklu – no ale w sumie nigdy nie wiadomo. Z weną różnie bywa, szczególnie przy tak ostrym tempie pracy, jakie od lat utrzymuje autor 2586 kroków.
Czytałem więc podwójnie zaintrygowany. Czytałem powoli, uważnie i sprawnie – bo zbiorek nie jest objętościowo przeładowany. Nie zawiodłem się, książka wypada przyzwoicie. Z pewnością nie jest gorsza niż poprzednie antologie, choć hurtem je ciężko oceniać. Powiedzmy tak – nie spada poniżej średniej. Zwykle po lekturze pozwalam sobie na wystawienie punktowej oceny (w serwisie Lubimy Czytać) i nie przypominam sobie, abym któremuś z poprzednich tomów opowiadań Pilipiuka przydzielił mniej niż 6/10 (czyli „dobry”). Litr ciekłego ołowiu śmiało oceniam na siódemkę.
Mamy tu wszystko, co w „Światach Pilipiuka” najatrakcyjniejsze: zagadkowe historie, niewyjaśnione tajemnice, oryginalne rekwizyty, przeszłość bliższa i dalsza, wizja przyszłości… Pojawiają się znani z poprzednich zbiorów bohaterowie – Robert Storm i doktor Skórzewski. Jednak tym razem to nie opowiadania z ich udziałem najbardziej przypadły mi do gustu. Tak się złożyło, że szczególnie intrygująco wypadła Harcerka oraz Hamak. Pierwszy tekst aż prosi się o rozwinięcie w osobnej książce (powieść w tamtejszym uniwersum), z kolei drugi doskonale łączy w sobie elementy jakiejś ni to narkotycznej, ni to surrealistycznej ułudy z siermiężną rzeczywistością, którą doskonale utożsamiają toporni oficerowie NKWD. Z pozostałych opowiadań wyróżnić chciałbym ponadto Sezam Czerwia (dobra konstrukcja, świetny prolog), Plamę (sugestywnie przedstawione, choć nie bezpośrednio, realia funkcjonowania PRL-u w końcówce lat sześćdziesiątych) oraz tytułowy Litr ciekłego ołowiu… Skąd Pilipiuk czerpie te pomysły?