Koniec listopada. Grabię liście na podwórku, grabię na ulicy przy swoim ogrodzeniu. Pakuję do worków. Przechodzi sąsiad z pieskiem. Rozmawiamy oczywiście o jesiennym problemie – rok w rok tym samym: nadmiar liści. Fajnie mieszkać w lesie, ale jednak coś z tymi workami trzeba później robić. Pan z naprzeciwka żali się, że kiedyś liście palił, ale pogrożono mu policją, bo dym, bo ogień, bo niebezpiecznie. Więc teraz też pakuje do worków, przed posesję wystawia i liczy na gminny wywóz nieczystości. Wyrażam wątpliwości, czy takie ilości wchodzą w grę. Z sezonu na sezon wydaje mi się, że jest tego coraz więcej i więcej. On pociesza, że zabierają. Niezależnie od liczby wystawionych worków – zabierają na bank. Taki mają obowiązek. Tylko trzeba cierpliwie poczekać do dnia, aż zjawią się po odpady tzw. biodegradowalne.
– Trzynastego grudnia – mówię na pewniaka, gdyż rano specjalnie sprawdzałem w harmonogramie.
– Trzynastego? – zamyśla się raptem mój rozmówca. – Żeby tylko stanu wojennego nie wprowadzili, to na pewno zabiorą – rzuca ze śmiechem, gwiżdże na pieska i odchodzi w dal.
Jest coś w tym. Data klucz. Trzynasty grudnia głęboko wryty w pamięć, szczególnie u starszych Polaków. W roku 1981 miałem pięć lat, właściwie nic nie pamiętam. W książkach nie wypowiadałem się dotąd na tematy stricte polityczne. Zahaczam może miejscami w Urywkach rzeczywistości z tomu Kredyt na żula, lecz śladowo, lekko, groteskowo. Przygotowywana do druku Abubaka też polityczną powieścią nie jest, choć odsłania nieco więcej. Ale i tak nie w narracji odautorskiej, lecz ustami bohaterów, więc właściwie niezupełnie można tamte tezy utożsamiać z moimi przekonaniami. Kwestia interpretacji.
Dochodzę jednak do takiego etapu, że o powściągliwość w kwestiach polityczno-historycznych ciężko. Tym bardziej że trochę na te tematy czytam, analizuję opracowania badaczy, zgłębiam wspomnienia autorów-świadków, obserwuję współczesne zależności. I swoje przekonania mam. Obmyśliłem cykl książek. Pod płaszczykiem historycznej przygody, nierzadko ocierającej się o political fiction, pragnąłbym w jakiś sposób przyczynić się do rozwoju historycznych zainteresowań u młodych ludzi. Mam kilka ulubionych okresów historycznych, nic dziwnego, że zamierzam w nich osadzać książki. Nie jest to wprawdzie stan wojenny, ale intrygujące mnie dzieje i tak nie są wcale zamierzchłe. Pośrednio wciąż wpływają na nasze losy.
A historię warto znać nie tylko dlatego, że ciekawa czy fascynująca, lecz przede wszystkim dlatego, że jej znajomość daje szansę na niepopełnianie błędów z przeszłości i pozwala lepiej rozumieć zasady funkcjonowania dzisiejszego świata. Tyle że trzeba te relacje dostrzec, no i umieć oddzielić fałsz od prawdy. Dobrze by było, aby młode pokolenia nie dawały wciskać sobie pierwszego lepszego kitu. A taki na ogół sączy się z tendencyjnych bądź niekompetentnych, w najlepszym razie powierzchownie traktujących problematykę historyczną mediów. Najważniejsza rzecz, to sięgać do źródeł i myśleć samodzielnie. Tylko to wymaga wysiłku. A wcześniej trzeba się jeszcze odrobinkę zainteresować. Wydaje mi się, że przystępnie napisana powieść może takiemu zjawisku sprzyjać.
Warto wiedzieć, że Cezar faktycznie przekroczył Rubikon, ale prawdopodobnie już nie na Rubikoniu, jak to zasugerował całkiem niedawno lider jednej z tzw. opozycyjnych partii. Z medialnych wypowiedzi wspomnianego pana wynika również, że: przewrót majowy odbył się w 1935 roku, Konstytucja 3 Maja nadal obowiązuje, choć odświeżono ją nieco w roku 1997, a w dniu 1. lutego 1717 roku odbyła się jednodniowa sesja sejmu Rzeczpospolitej Obojga Narodów, którą nazwano później sejmem… „głuchym”.
W sondażu z 12. grudnia CBOS podało, że poparcie dla partii, której lider wykazuje całkowitą ignorancję w zakresie historii własnego kraju, jak również kompromituje się innymi publicznymi wypowiedziami, wynosi aż 14%. O czym to świadczy…?
No ma braki ten pan, nie da się ukryć. Niewątpliwie uciekał z lekcji historii. A 14 procent poparcia? Hm, pewnie ono też uciekało, o ile w ogóle do szkół uczęszczało – stąd płaszczyzna porozumienia 🙂