Początkowo chciałem nadać temu wpisowi tytuł „Nic na siłę”. Jednak po namyśle uznałem, że zabrzmiałby on lekko pesymistycznie. A rozpaczać nie ma nad czym. Jest nowa sytuacja, są nowe wyzwania. Trzeba się po prostu dostosować i tyle.
Impulsem do poniższych rozważań okazało się rozwiązanie umowy wydawniczej na e-booka, o którym piszę w zakładce biograficznej. Jest tam mowa o obszernej sylwie pt. Jak zostałem lemingiem, będącej jakoby w przygotowaniu redakcyjnym. Niestety to „przygotowanie” przeciągnęło się ponad miarę. Szczerze mówiąc, straciłem cierpliwość. Jeśli reakcja na maile przypominające następuje po 14 miesiącach(!) – pojawiają się uzasadnione pytania: ile można jeszcze czekać? Jak ta ewentualna współpraca będzie wyglądała dalej? Czy w ogóle nastąpi, czy raczej znowu utknie w martwym punkcie i redakcja po obrobieniu paru rozdziałów starym zwyczajem zamilknie na lata?
Nie będę wskazywał nazwy firmy, nie w tym rzecz. Żalu nie mam, pastwić się nie będę. Nie o to chodzi. Bardziej idzie o to, że w międzyczasie zacząłem kombinować inaczej. Przyjąwszy logicznie, że ideę e-booka należy porzucić, gdyż projekt umarł śmiercią naturalną (brak reakcji i jakiegokolwiek zainteresowania), zrewidowałem pierwotny zamysł artystyczny. Wielowątkowość, a właściwie wielogatunkowość zaproponowanej książki przestała mi odpowiadać. Dokonałem zmian. Z grubsza rzecz biorąc, wydzieliłem 2 części – ta o starym tytule i pomyśle, oraz inna, będąca w zasadzie typowym zbiorem opowiadań. Objętościowo mniej więcej pół na pół. Ta pierwsza nie przypomina już sylwy, lecz jest bardziej zwarta i spójna.
Do tego wszystkiego dochodzi kwestia przekazywania praw autorskich i de facto utraty kontroli nad tekstami na wiele lat. Wobec braku jakiejkolwiek możliwości wpłynięcia na wydawcę – frustracja rośnie. Generalnie jestem coraz bardziej zawiedziony dotychczasowymi doświadczeniami i relacją: wydawnictwo – autor. Coraz mniej mi taki układ odpowiada. Nie chcę być petentem, który stuka i puka, a przypomina się on nim jedynie od święta. Mimo szczerych chęci, okazywanego zapału, podejmowanych działań, zgłaszania rozmaitych pomysłów – efekty mizerne. Przy czym zaznaczam, że nie chodzi o wyniki sprzedażowe, to jest całkiem inna kwestia. Zresztą niezmiernie trudno te wyniki od wydawców wyegzekwować (to też jest niewątpliwy minus całej zabawy). Ale przede wszystkim chodzi o odzew, reakcję, sprzężenie zwrotne, entuzjazm, no i wiarę w sukces. Bez tego ani rusz. Nie wiem, może mam zbyt wygórowane oczekiwania, może za słabe te moje teksty, może realia i standardy są jakie są, a może zwyczajnie nie miałem szczęścia i nie trafiłem na odpowiednich ludzi (profile wydawnicze?). Ciężko powiedzieć. W każdym razie jak dotąd nigdzie nie zaiskrzyło. Nie mam na to wpływu, a nie chcę rezygnować.
Latka płyną. Siedzieć z założonymi rękami nie lubię. Wkrótce zaczną do mnie wracać prawa do już wydanych utworów. Leminga właśnie odzyskałem – konkretnie po rozwiązaniu umowy, z jakiej przez blisko dwa lata nie zdołał wywiązać się kolejny przedsiębiorca. W szufladzie są nowe szkice, a nawet gotowe teksty. Miesiąc temu ukończyłem trzeci tom przygód koszarowych, kończę poprawiać i rozszerzać drugi – pod kątem opublikowania go w wersji samodzielnego woluminu. Trzeba nad tym wszystkim jakoś zapanować i przedstawić czytelnikowi w jak najlepszej jakości. Najlepiej w atrakcyjnych i doskonałych edytorsko seriach. Nie wiem jeszcze, co będzie z projektem tzw. historyczno-fantastycznym. Są wstępnie zainteresowani partnerzy, ale na razie żaden nie wykazał aż takiej determinacji, abym z czystym sumieniem pozbył się wątpliwości. Umowa wciąż nie jest podpisana, choć w odniesieniu do tego najnowszego cyklu być może akurat uczynię wyjątek i raz jeszcze postawię na wydawnictwo tradycyjne.
Reszta materiału to de facto nisza (w sensie komercyjnym), która jest jednak dla mnie ważna i cenna, dlatego absolutnie nie zamierzam jej zaniedbywać. Zajmę się nią osobiście, bo jest tego warta. Pójdę w stronę samowydawania. Ogarnę to, będę zarządzał swoimi książkami. Odrębnie cykl z opowiadaniami, odrębnie cykl z bażantem – odnowiony i rozszerzony. Docelowo dojdą także powieści – w tym skrócony i bardziej jednorodny Leming.
Wkrótce uaktualnię informacje bibliograficzne zawarte w zakładce „O MNIE”. Pierwsze efekty wydawnicze, jeśli się uda i pójdzie zgodnie z optymistycznymi założeniami, najwcześniej w połowie tego roku. W ogóle planuję wysyp premier na lata 2018 i 2019 – we wszystkich wspomnianych cyklach (utworów nigdy nieopublikowanych, jak i wznawianych). Będzie łącznie cztery, pięć, może sześć woluminów w ładnej szacie. Zmodyfikowana zakładka „KSIĄŻKI” już teraz z grubsza pokazuje, w jakim kierunku chcę podążyć i jak zamierzam usystematyzować dotychczasowy dorobek.