Sezon ogórkowy za nami. Również na blogu. Po przerwie piłkarsko-olimpijskiej pora wracać do literatury. Trochę się u mnie dzieje, więc w najbliższym czasie postaram się przybliżyć podjęte projekty.
Dziś jednak zatrzymam się na klasyce: Krąg pierwszy Sołżenicyna. Genialna powieść. W sumie czytałem ją długo, robiąc sobie okazałe przerwy czasowe na inne książki, lecz było to postępowanie w pełni świadome. Sołżenicyn nie męczy, nie pisze ciężko, tyle że Krąg pierwszy jest dziełem obszernym, a przede wszystkim nielekkim, wymagającym skupienia, w wielu miejscach skłaniającym do głębokiej refleksji. Powieść w swej wymowie gorzka, nawet bardzo, ale autor nie zrezygnował z wątków humorystycznych.
Rozbawił mnie szczególnie motyw ze śledztwem w sprawie uszkodzenia tokarki. Chociaż właściwie powinien być to śmiech przez łzy. Nie tylko maleńka szaraszka – czyli wrota piekieł potężnego archipelagu (GUŁAG) – narażone były w ZSRR na analogiczne śledztwa. Wszędzie każdego obywatela mogło to spotkać, bo przecież owa szaraszka (instytut badawczo-konstrukcyjny zatrudniający więźniów) to doskonała alegoria sowieckiego społeczeństwa. Przychodzi człowiekowi na myśl prosta rzecz: zamiast wyprodukować nową tokarkę, zamiast pobudzić jakoś ludzi do twórczego działania, zapewnić warunki i odpowiednio zmotywować, opresyjne państwo komunistyczne (w tym konkretnym wypadku w osobie nadgorliwego enkawudzisty) nie potrafi niczego innego, jak tylko szukać winnych wyimaginowanego sabotażu.
Jedenastu facetów przenosiło z wysokiego parteru do piwnicy ogromną tokarkę (wyprodukowaną jeszcze za cara), która niestety przy okazji uległa przypadkowemu uszkodzeniu (ktoś naderwał mityczny wspornik tylnego kleszczaka). Potem tokarka stoi zapomniana, bo tam, gdzie ją przytaszczyli, nic oczywiście nie wiedziano o logistycznej operacji. Ale kiedy już się dowiedzieli, to odkryto uszkodzenie. Tragedia! Śledczy najzupełniej poważnie wszczyna śledztwo i nadaje bieg „sprawie”. Kilkanaście dni męczy kilkunastu zeków wielogodzinnymi, bezproduktywnymi przesłuchaniami, w trakcie których więcej dowiaduje się o rzemiośle tokarskim, niż o samym incydencie. Niesamowite! Jak para szła w gwizdek! Jakże takie państwo mogło funkcjonować! Jak tłamszono ludzi i marnowano potencjał!
To trzeba przeczytać. Szczególnie jeśli ktoś nie miał dotąd żadnego kontaktu z prozą Sołżenicyna. Polecam Krąg pierwszy, nie tylko z uwagi na przytoczoną sprawę tokarki. O wiele poważniejsza i głębsza to książka, jednak lekturę z pewnością uprzyjemnia fakt, że mimo dołującego i gorzkiego klimatu autor nie zapomina o humorze oraz właściwym sobie, ostrym jak brzytwa, szyderczym kompromitowaniu znienawidzonego systemu. Na dodatek czyni to w sposób genialny!