Wątek historyczny mojej nowej książki kręci się wokół dziejów pewnego oddziału partyzanckiego. Z racji konwencji opowieści, a także zastosowania równolegle biegnących narracji, nie jest on wybitnie rozbudowany. Lecz ważny. Choć nie piszę tekstu stricte historycznego, a raczej coś à la political fiction, staram się o rzetelną podbudowę. Zgłębiłem wiele źródeł (książki, artykuły, wspomnienia), lecz zdecydowanie najwartościowszą i najbardziej rozbudzającą wyobraźnię podwaliną – jak dla mnie – jest klasyczna już opowieść Jerzego Ślaskiego pt. Żołnierze Wyklęci.
Dziś publikacji o zbliżonym tytule i wiadomej problematyce istnieje na rynku wiele. Temat do pewnego stopnia stał się modny, a pamięć o antykomunistycznym powstaniu trwa – i bardzo dobrze! Ale to książka Ślaskiego – byłego skrobowiaka i jednocześnie żołnierza niepodległościowego podziemia – po raz pierwszy wprowadziła do publicznej świadomości określenie „wyklęci” (przynajmniej w druku). Warto o tym pamiętać, tym bardziej że termin stał się klasyczny i jest już niezwykle mocno zakorzeniony.
Książka – jak dla mnie – doskonała. Została napisana w połowie lat dziewięćdziesiątych, wtedy też po raz pierwszy wydana. Do dziś doczekała się kilku wznowień – i słusznie. Pomijając nowatorskość oraz mimo wszystko śmiałość pomysłu (jak na owe czasy), bardzo podoba mi się także rzecz czysto techniczna – a mianowicie forma i struktura publikacji. Częściowo oparta na własnych przeżyciach, częściowo o zacięciu historyczno-dokumentalnym. Zachowując odpowiednie proporcje i uwzględniając specyfikę tematyki, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że dla sprawy pamięci o „wyklętych” jest to dzieło na miarę Archipelagu GUŁAG. Ważne i udane, a i literacko niezwykle pociągające. Tę opowieść warto poznać. Proszę mi wierzyć, czyta się świetnie!