Od kilku tygodni pracuję nad poprawioną i uzupełnioną wersją książki Jak zostałem bażantem. Powolutku, bez presji, bez ciśnienia, właściwie dla czystej przyjemności. Przysiadłem do tego projektu pod wpływem wakacyjnego impulsu (będąc w Zakopanem, odświeżyłem sobie ulubiony cykl Kirsta, tj. podstawową trylogię 08/15). Nie gonią mnie żadne terminy. Mało tego – terminy, jeżeli takowe rozważać, w zasadzie stopują, gdyż pięcioletni okres powierzenia autorskich praw majątkowych upłynie dopiero za kilka miesięcy. Ale że wydawca (Nowy Świat) okazał się partnerem wysoce niesolidnym, nie rozważam nawet opcji wznawiania książki u niego, pod tym samym szyldem. Nakład się wyczerpał, tytułu brak, natomiast kontakt z człowiekiem odpowiedzialnym za ten cały chaos – zerowy. Facet zniknął jak kamfora. Teoretycznie wciąż jest na rynku ebook, niestety wersja papierowa w zasadzie nie do kupienia. To wszystko skłania mnie do wykonania prostych ruchów: zakrzątnąć się wokół wersji 2.0, odczekać i poszukać innej drogi wydawniczej.
Nie bez kozery piszę o „wersji 2.0”. Powody moich działań są co najmniej trzy: a) jestem perfekcjonistą, b) czuję ogromny sentyment do wspomnień z wojska, c) jako czytelnik uwielbiam „wypasione” wznowienia. To dobra książka, swego czasu włożyłem w nią wiele serca i nadziei. A jednak wersja z roku 2013 nie satysfakcjonuje mnie w pełni. Im dalej od premiery, tym więcej wyłapuję potknięć. Nie chodzi oczywiście o rażące uchybienia czy błędy rzeczowe. Chodzi po prostu o wrażenia artystyczne, o odbiór czysto literacki. Ta książka może być lepsza, a że nadarza się okazja pogmerania nie tylko przy suchym tekście, lecz otwiera się możliwość pójścia na całość – nic nie stoi na przeszkodzie, by pozycja była także dużo bogatsza.
Co planuję? Przede wszystkim poddaję radykalnej obróbce autorskiej tekst podstawowy. Jak wiadomo, stanowią go 2 części (szkolenie i praktyka). Ilość rozdziałów generalnie zamierzam zachować, niewielka modyfikacja nastąpi jedynie w części II. Jednak wnikliwie przepatruję całość, zdanie po zdaniu. Są akapity, które w zasadzie piszę na nowo. Kiepskie bądź nudne wstawki wycinam bez sentymentów. Niekiedy rozwijam dialogi. Do tego koniecznie chcę dodać nowy materiał. Pierwotnie zapaliłem się do pomysłu dopisania czegoś na kształt formalnej części III, po głębszym namyśle skłaniam się jednak ku rozbudowanemu posłowiu, gdzie uzupełnię wiele niepodjętych w książce treści – naturalnie ściśle ze służbą wojskową powiązanych, aczkolwiek wskutek wymogów kompozycyjnych pominiętych. No i aneks. Marzy mi się atrakcyjny aneks z materiałami „źródłowymi”. Na dziś koncepcja jest taka, żeby zamieścić autentyczne listy wysyłane z SPR (całe bądź przynajmniej obszerne fragmenty). Inny pomysł to wybrane materiały szkoleniowe, zgrabne resztki pierwotnych szkiców czy coś à la niewykorzystane „odrzuty”. Mówiąc językiem audiofilskim – marzy mi się, aby było tak jak na remasterowanej płycie z dodatkami. Zobaczę, pomyślę. Jak już rzekłem – terminy nie gonią, toteż jest komfort, żeby poddać solidnemu przemaglowaniu wszelkie rozważane opcje.
I na koniec jeszcze jedna z wywołanych kwestii – poszukiwanie „innej drogi wydawniczej”. Cóż, powiem tak: pod tym hasłem niekoniecznie musi kryć się inne wydawnictwo. Zbieram doświadczenia, obserwuję rynek, mam własne, coraz śmielsze i coraz bardziej ambitne koncepcje, w związku z czym poważnie rozważam tzw. samowydanie. Sądzę, że w odniesieniu do niszowej, specjalistycznej, kolekcjonerskiej wręcz publikacji osobiste pokierowanie całym procesem wydawniczym może mieć sens. Akurat tutaj zdaje się to mocno uzasadnione. Dość hermetyczny Bażant bił sprzedażowych rekordów raczej nie będzie (choć I wydanie najwyraźniej się rozeszło), co jednak utwierdza mnie w przekonaniu, że wobec swojej unikatowości powinien być świetnie przygotowany, profesjonalnie opakowany, sensownie dystrybuowany. To ma być kolekcjonerskie cacko dedykowane nie tylko sympatykom wojskowości w literaturze pięknej, ale również – a może przede wszystkim – byłym podchorążym (a być może także przyszłym; kto wie, czy służba studentów nie zostanie przywrócona?). Mam wstępną wizję, jak ta książka powinna wyglądać. Czy faktycznie pójdę w kierunku self publishingu, tego jeszcze nie wiem, różnie może być. Jeśli dostanę atrakcyjną propozycję od poważnego wydawcy, na pewno takową rozważę, nie jestem wariatem, lecz jednocześnie nie jestem przekonany, czy ktokolwiek poza mną będzie w stanie włożyć w tę publikację aż tyle zapału, energii i uczucia, ile ja sam. Prawa do książki łatwo oddać, gorzej je później odzyskać, że o egzekwowaniu honorariów, zagwarantowaniu wysokiej jakości wypuszczonego w świat „produktu” bądź sprawowaniu kontroli nad jego ciągłą dostępnością nawet nie wspomnę.