Ni stąd, ni zowąd otrzymałem następującą wiadomość od dostawcy usług hostingowych:
Z przykrością informujemy, iż z powodu zmiany profilu działalności firmy kończymy oferowanie usług serwerów wirtualnych i dlatego prosimy o przeniesienie usług do innej firmy hostingowej do końca okresu abonamentowego.
Krótka piłka. Nie powiem, żeby totalna amatorszczyzna, ale wielkim profesjonalizmem to raczej nie pachnie. Masz ci los.
Muszę zrobić przeprowadzkę. I choć dotychczasowy dostawca zapewnia w dalszej części maila, że jeszcze do końca opłaconego okresu abonamentowego usługi mi nie wyłączy – zniechęciłem się. Straciłem zapał do nowych aktualizacji u niepoważnego kolesia. Tym bardziej że przymierzam się do uruchomienia własnego wydawnictwa (też będzie mi potrzebna m.in. odrębna strona) oraz serwisu recenzenckiego (to z kolei lekko eksperymentalny spin-off dotychczasowej działalności). Mam już nawet domeny, zaparkowałem je i… niespodzianka. Może lepiej, że teraz, a nie za miesiąc czy dwa, kiedy już się naślęczę przy instalacjach, wtyczkach, motywach graficznych, ustawieniach etc. Do tego dochodzi jeszcze kwestia najbardziej prozaiczna, bo typowo pisarska – wciąż piszę trzeci tom cyklu koszarowego. W zasadzie finiszuję, zostały jeszcze 3-4 rozdziały i wygładzenie z grubsza maszynopisu, ale to co najmniej miesiąc – w tempie, na jakie mogę sobie pozwolić. Jak tu mieć głowę do robienia aktualizacji na blogu?
Najbardziej dobija jednak ta przeprowadzka hostingowa. Oczywiście rozejrzę się za nowym serwerem wirtualnym, nie ma wyjścia, gdzieś te nowe projekty trzeba umieścić. No i przenieść bloga. To potrwa, nie jestem aż tak biegły w informatyce. W przybliżeniu daję sobie miesiąc, może gdzieś tam między finiszowaniem z nową żołnierską gawędą a codziennymi obowiązkami dam radę sfinalizować tę przymusową przeprowadzkę. Na dodatek idą święta, pod koniec roku czas też jakby pędzi inaczej. Więc mówię otwarcie, że nowe wpisy raczej dopiero po Nowym Roku. Oby w styczniu, a nie później. No i już na nowym serwerze – postaram się, aby nic z archiwaliów po drodze nie umknęło.
Czytam obecnie fajne książki, o niejednej by się napisało, ale to już odłożę na styczeń albo i nawet luty. W grudniu hostingowe manewry, więc gdyby się zdarzyło, że strona akurat komuś się nie wyświetla (pewnie nastąpi lekki przestój, choć na razie nie wiem, kiedy i jak długo potrwa) – bardzo proszę o cierpliwość i wyrozumiałość. Wrócę!