Mały update lipcowego wpisu pt. Ćwierć tysiąca woluminów. Jako że oprócz zliczania książek w serwisie Lubimy Czytać funkcjonuje również zliczanie stron (ktoś z adminów wdrożył pomysłowy „bajer”), ze zdumieniem odkryłem, że mój działający od 2013 roku licznik właśnie przekroczył liczbę 100000. Takie uzupełnienie, ciekawostka statystyczna, choć oczywiście wszystko to, co ująłem w zeszłorocznym artykuliku o czytelnictwie, lekturach oraz ich doborze pozostaje jak najbardziej aktualne. Kierunek ten sam, choć prawdopodobnie jeszcze bardziej zradykalizowany. To znaczy zdaje mi się, że czytelniczo mocniej jeszcze podążyłem w kierunku klasyki, na nowości przeznaczając już symboliczną ilość czasu, prawie wcale, bo szkoda marnotrawić życie i wydawać kasę na współczesne wyroby literaturopodobne, z zewnątrz wyglądające niby jak książki i roszczące sobie prawo do bycia literaturą, podczas gdy w istocie są na ogół kiepskimi popłuczynami po wartościowej literaturze XIX- i XX-wiecznej…
PS. Liczba książek przekroczyła trzecią setę.
Oczy płoną – palą wprost, no a czytać się chce…
Rozumiem, że płoną (palą?) z niewyspania, zwłaszcza o 5:09 – i to tuż po przejściu na czas letni?
To raczej przez spisek błyszczących matryc LCD.
Na spiskowców nie ma rady… Ewentualnie wyświetlacze matowe 🙂